Cywilny rynek pracy a przyszłe szeregi mundurowych – analiza z 2015 r. http://www.wojskowi.com.pl/
Przypominamy bardzo dobrą analizę opublikowaną na portalu mundurowym w 2015 roku.
Analiza: Cywilny rynek pracy a przyszłe szeregi wojska
Część 1 – Rynek pracy i inne czynniki
Część 2 – Nasza armia oraz szkolnictwo wojskowe
Część 3 – Ile i kogo wojsko szkoli, czyli fakty i mity
Część 4 – Ochotnik i “patriota” w czasie pokoju
Analiza: Cywilny rynek pracy a przyszłe szeregi wojska
Część 1 – Rynek pracy i inne czynniki
Nadchodzą chude lata dla służb mundurowych. Ożywienie w gospodarce spowoduje, że za kilka lat pojawią się widoczne skutki braku atrakcyjności służby. A co robi wojsko? Wpada w skrajność. Obecnie cywil, aby zostać żołnierzem – poza jednym przypadkiem – pozostaje szeregowym albo oficerem. Jak był pobór, wiecznie było mało i mało rekruta, a teraz, o dziwo jest go pod dostatkiem, tylko że dla wszystkich ochotników brak miejsc. Przez to wąskie gardło przepychają się nieliczni. Tak powstaje nowa armia wybrańców. O co tu chodzi?
Obecnie polska armia postrzegana jest jako stabilny pracodawca, ale jak niewiele trzeba, aby sytuacja się zmieniła. Nowe regulacje spowodowały, że od 2013 roku emerytura przysługuje żołnierzowi zwolnionemu z zawodowej służby wojskowej, który w dniu zwolnienia posiada ukończone 55 lat życia i co najmniej 25 lat służby wojskowej w Wojsku Polskim. Prezydent podpisał ustawę zrównującą zasiłki chorobowe służb mundurowych, która wejdzie w życie z dniem 1 czerwca br. Żołnierze, policjanci, strażacy, pogranicznicy, więziennicy oraz funkcjonariusze służb specjalnych i BOR dostaną 80 proc. zasiłek, a nie tak, jak dotąd 100 proc.
Wszystkie te niekorzystne działania mogą w niedalekiej przyszłości spowodować, przy ożywieniu gospodarczym, że służby mundurowe będą postrzegane, jako mało atrakcyjny pracodawca na rynku pracy. Paradoksalnie, wychodzenie państwa z kryzysu spowoduje mniejsze zainteresowanie młodych ludzi służbą w mundurze, która wymusza wysokie samozdyscyplinowanie i rygor. Nowe, wyrastające pokolenie nie lubi dyscypliny i karności, ten problem zaistnieje w koszarach.
Sygnały ożywienia gospodarczego
Szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde wyraziła nadzieję, że po “siedmiu chudych latach”, rok 2014 będzie dla światowej gospodarki początkiem siedmiu lat tłustych.
Brytyjska firma analityczna Capital Economics przewiduje, że dla Polski wzrost gospodarczy na poziomie 3-4 proc. rocznie do końca tej dekady, nie powinien być problemem.
Jak donosi „The Economist” w ostatnim raporcie o Polsce z 10 marca 2014 r. OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), aby możliwy był szybszy wzrost Polski, potrzebnych jest więcej reform. Raport podkreśla, że pomimo wyraźnego postępu, udział w rynku pracy nadal pozostaje ograniczony. Ten problem będzie się w Polsce pogłębiał, ponieważ kurczy się liczba ludności w wieku produkcyjnym. Polski przyrost naturalny jest niski, a emigracja, szczególnie wśród młodych i wykształconych, pozostaje wysoka.
Niż demograficzny
Niż demograficzny widać na przykładzie wojska. Do ostatniego poboru w 2008 roku wezwano 280 tys. osób, w 2013 do kwalifikacji wojskowej wezwano już tylko 234 tys. I tendencja ta jest ciągle zniżkująca.
Zgodnie z prognozą ONZ, najważniejszym wyzwaniem dla kraju w najbliższych 20-30 latach będzie nadchodząca katastrofa demograficzna. Ludność Polski szybko się zestarzeje, a przez to liczba mieszkańców naszego kraju obniży się w 2060 roku do 32 mln, a do 2100 roku być może nawet do 16 mln, jeżeli nie zahamujemy tego procesu. A na razie nic na to nie wskazuje.
Emigracja
„Dziennik Gazeta Prawna” podaje, że Polskę w 2013 roku mogło opuścić nawet ponad pół miliona obywateli. Po wielu latach przebywania za granicą, ci którzy wyjechali, ściągają do siebie rodziny i dzieci. Jest to druga widoczna fala wyjazdów za granicę po wielkim exodusie w latach 2006-2007. Za granicą przebywać może już ponad 2,5 mln Polaków. Imigranci napędzają gospodarki innych krajów, np. Wielkiej Brytanii czy Niemiec, które do nie dawna borykały się z niżem demograficznym i starzeniem społeczeństwa. Z najnowszych badań, które Instytut Millward Brown przeprowadził na zlecenie Work Service wynika, że jedynie 17 na 100 Polaków nie rozważa emigracji. Ci, którzy wyjechali, ciągną drugich. Praca w Polsce przestaje być już podstawowym wyborem.
Lekarze
Z danych OECD wynika, że na 1000 osób przypada 2,2 lekarza, co plasuje nas na 4. miejscu od końca. Wśród 34 państw należących do tej organizacji gorzej jest tylko w Korei Płd., Turcji i Chile. Problemem jest przede wszystkim brak miejsc na uczelniach kształcących medyków. Z wyliczeń wynika, że rocznie studia powinno rozpoczynać 5 tys. osób. Limit na rok 2013/2014 wynosił 3165 miejsc. Eksperci ostrzegają, za 10 lat Polska będzie musiała sprowadzać lekarzy z zagranicy. Już dwie trzecie medyków ma powyżej 45 lat.
Od 2004 r. za granicę mogło wyjechać nawet 6 tys. medyków. To jeden z powodów narastającego ich deficytu w Polsce. Szacuje się, że jest ich o 10-15 proc. za mało.
Inne czynniki to wpływ wielkich korporacji. Starzy nie chcą uczyć młodych, co uwidacznia się np. tym, że mamy wielu okulistów, którzy wypiszą receptę, ale brak już specjalisty, który wykona zabieg.
W Polsce mamy zaledwie 400 patomorfologów, którzy codziennie diagnozują raka (rocznie jest diagnozowanych 140 tys. pacjentów z nowotworami).
Wykształcenie lekarza to długi i kosztowny proces. W Polsce medycynę studiuje się sześć lat, później odbywa się roczny staż podyplomowy, po którym lekarz dostaje prawo wykonywania zawodu. Ale przepustką do zawodowej samodzielności jest specjalizacja np. żeby zostać chirurgiem, trzeba się uczyć przez kolejnych sześć lat i zdać trudny egzamin.
Pielęgniarki są coraz starsze
Liczba pielęgniarek systematycznie maleje, obecnie jest ich 247 tys. W 2013 roku szkoły pielęgniarskie skończyło ponad 700 osób. Pielęgniarek zbliżających się do wieku emerytalnego jest prawie 7 tys., ale tych najmłodszych niewiele ponad 700. Średni wiek pielęgniarki to 47 lat. Przy niskich zarobkach ok. 2 tys. zł na rękę ten zawód stał się bardzo mało atrakcyjny. Znaczna część pielęgniarek wybiera pracę zagranicą.
1 stycznia 2014 roku weszła w życie dyrektywa 2005/36/WE o uznawaniu kwalifikacji zawodowych. Pozwala ona już nie tylko pielęgniarkom z dyplomem magistra, ale także absolwentkom liceów medycznych pracować legalnie w innych krajach UE. Do tej pory Unia Europejska uznawała kwalifikacje tylko tych pielęgniarek, które skończyły studia drugiego stopnia.
Pod względem liczby pielęgniarek i położnych, jaka przypada na tysiąc mieszkańców, Polska ze wskaźnikiem 7,3 zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Europie, gdzie średnio na tysiąc mieszkańców przypada 10-12 pielęgniarek. Według prognoz w 2020 roku w kraju liczba zarejestrowanych pielęgniarek i położnych zmniejszy się o ponad 20 tys. Przewidywania są takie, że za 7 lat rynek mocno odczuje brak tego personelu. Trzeba nadmienić, że system kształcenia od niedawna się zmienił i nie ma już kształcenia 2 letniego, aby zostać pielęgniarką lub ratownikiem medycznym należy ukończyć studia trzyletnie.
Kierowcy i prawo jazdy
19 stycznia 2013 roku weszła w życie nowela ustawy o kierujących pojazdami, która wprowadziła m.in. nowe kategorie prawa jazdy, nowy system egzaminów oraz elektroniczny obieg dokumentów.
Po roku funkcjonowania nowych zasad w niektórych ośrodkach egzaminacyjnych chętnych jest tak mało, że teorię i praktykę można zdawać w dniu zapisu. Przedstawiciele wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego (WORD) oraz szkół jazdy przyznają, że takiego kryzysu w branży nie było jeszcze nigdy w historii. W efekcie pracę tracą i egzaminatorzy, i instruktorzy. O przetrwanie walczą też ośrodki szkolenia kierowców – w całym kraju jest ich ok. 9 tys. Ponadto nowych kursantów odstręcza na egzaminie teoretycznym baza pytań która spuchła do 3 tys. W tej chwili zmieniła się zależność: łatwiej zdać praktykę od teorii. W naszym kraju tylko co trzeci kursant zdaje pozytywnie egzamin na prawo jazdy. A ilu jest takich, co 10 razy podchodzi? Branża o wiecznie zmieniających się przepisach jest najbardziej narażona na korupcję egzaminatorów, instruktorów i właścicieli szkół jazdy. Taki system spowoduje, że w przyszłości kierowców będzie mniej, ale za to, podobno, będą znacznie lepiej wyszkoleni. W trakcie zmian w prawie egzaminów podniesiony został wiek uzyskania uprawnień kierowcy na prawo jazdy kat. „C” i „CE” od 21 lat oraz „D” od 24 lat.
Sytuacja ta powoduje wzrost ilości młodych ludzi zniechęconych uzyskiwaniem jakichkolwiek uprawnień. Niektórzy już zastanawiają się, jak wyjechać i zrobić uprawnienia za granicą, a później wyrobić polski dokument.
Nowe pokolenie – Instant
Ten problem nie jest znany wśród trzydziesto i czterdziestolatków. Nowy wyrastający problem to dwudziestolatkowie urodzeni z komórką w ręku, którzy muszą mieć natychmiast wszystko. Oczekiwania w pracy co do zarobków są duże i nie skierowane na zdobycie doświadczenia, tylko większych bonusów – najlepiej jak pracownik z wieloletnią wysługą. Wszelkie nakazy i zakazy będą obchodzone, wszelkie normy i reguły odbierają jako zamach na ich wolności. Dyrektorzy firm, stykający się z problemem, zastanawiają się, czy tym młodym ludziom będzie można zaufać.
Problem rozwoju cywilizacyjnego – otyłość
Obecnie mały, lecz narastający problem, w przyszłości będzie problemem ludzi w wieku produkcyjnym – otyłość. Z danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z 2012 roku wynika polskie nastolatki są w czołówce najbardziej otyłych – aż 29 proc. 11-latków ma nadwagę. Wśród starszych roczników odsetek otyłych maleje. Na 39 badanych krajów Europy i Ameryki Północnej gorzej pod tym względem jest tylko w przypadku 11-latków z USA, Grecji, Portugalii, Irlandii, Kanady i Hiszpanii. W badaniach wzięło udział 207 tys. 11-, 13- i 15-latków. WHO takie badania przeprowadza co 4 lata, nigdy nie wypadliśmy tak źle.
Brak fachowców z zawodem
Od początku lat 90. szkolnictwo zawodowe i techniczne popadło w kryzys. Drastycznie spadała liczba uczniów. Samorządom to odpowiadało, bo kształcenie ogólne jest tańsze niż zawodowe.
Proporcje typów szkół ponadgimnazjalnych (a wcześniej w ponadpodstawowych) zmieniły się w model 80:20, czyli taki, w którym 80 proc. młodych Polaków zdobywało wykształcenie średnie, zaś tylko 20 proc. kończyło szkoły zawodowe. W rozwiniętych gospodarczo państwach Europy dominuje model odwrotny. Okazuje się właśnie, że bez matury można nieraz zarobić znacznie więcej. Kluczem do stabilnej sytuacji finansowej na rynku pracy jest fach w ręku, czyli pewne praktyczne umiejętności, które można nabyć w szkołach zawodowych czy na specjalnych kursach. Kierowca, taksówkarz, kucharz, fryzjer, krawiec, szewc, piekarz, ekspedientka, robotnik budowlany, ślusarz, dekarz, mechanik samochodowy, kosmetyczka, masażysta – to tylko niektóre spośród zawodów, które można wykonywać bez matury.
Z danych Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że w całym kraju samorządy podjęły w tym roku 167 uchwał intencyjnych o zamiarze likwidacji szkół dla dzieci i młodzieży: 67 uchwał dotyczy szkół podstawowych, 16 – gimnazjów, a 84 – szkół ponadgimnazjalnych. To mniej niż w latach ubiegłych.
W 2013 roku samorządy w całym kraju podjęły uchwały intencyjne wobec 259 takich szkół, a w 2012 roku wobec 727 placówek oświatowych.
Raport Instytutu Badań Edukacyjnych (IBE) podaje, że w latach 2007-2012 gminy zlikwidowały prawie 1000 szkół podstawowych, w roku szkolnym 2012/2013 funkcjonowało ponad 12 tys. szkół podstawowych. W ciągu pięciu analizowanych lat liczba uczniów szkół podstawowych zmalała o ponad 9 proc., a liczba uczniów gimnazjów o ponad 20 proc.
Po blisko dwóch dekadach w Polsce okazało się, że tłumy magistrów są na rynku pracy zbędne. Za to mamy poważne deficyty fachowców z wykształceniem technicznym. Jak wynika z danych resortu pracy, co dziewiąty bezrobotny zarejestrowany w urzędzie ma wyższe wykształcenie. Na dwóch absolwentów studiów przypada tylko jedna osoba z wykształceniem technicznym lub zawodowym. Żadna gospodarka nie jest w stanie szybko wchłonąć tak dużej liczby osób po studiach . W efekcie osoby z wyższym wykształceniem chwytają się jakiejkolwiek pracy, tym samym podnosząc poprzeczkę dla innych kandydatów, jeśli chodzi o kwalifikacje.
Eksperci przekonują, że bezrobotny magister to przede wszystkim efekt boomu edukacyjnego z ostatnich kilkunastu lat, obniżenia jakości kształcenia i inflacji dyplomu. Zaledwie 14 lat temu dyplom wyższej uczelni miało 2 mln Polaków. Dzisiaj jest to 6 mln. Wobec tego, że bezrobocie rośnie, to wśród osób bez zajęcia przybywa również absolwentów szkół wyższych. Rynek pracy nasycony jest pedagogami, socjologami oraz absolwentami filologii, marketingu czy zarządzania, a tymczasem brakuje coraz bardziej wykwalifikowanych specjalistów po szkołach zawodowych. Dużo osób nadal studiuje na kierunkach, po których nie ma pracy.
Nie lepiej jest z polskimi uczelniami, które są w fatalnym stanie i prześcigają się z ofertą kształcenia oderwaną od rzeczywistości. Wielu grozi likwidacja. Jak podaje DGP z raportu dla resortu nauki wynika, że 60 proc. szkół albo poprawi swą ofertę, albo zniknie z rynku.
Bezrobocie, a i tak ciągle brakuje rąk do pracy
Biorąc pod uwagę stopień bezrobocia na świecie, aż trudno uwierzyć, że ciągle brakuje rąk do pracy. Firmy z wielu branż wciąż mają problemy ze znalezieniem odpowiednich pracowników. Z badań zleconych przez Agencję pracy Manpower Polska opublikowanych pod hasłem “Niedobór talentów” wynika, że to problem 31 % pracodawców na świecie i aż 51 % pracodawców w Polsce .
Doskonale to widać na przykładach ofert pracy niesubsydiowanej w urzędach pracy, czyli wygenerowane przez rynek bez wsparcia finansowego państwa. Są wynikiem potrzeb pracodawców.
Jedna z wielu ofert PUP pracy niesubsydiowanej: blacharz lakiernik; diagnosta samochodowy; elektromechanik pojazdów samochodowych; elektromechanik samochodowy; elektryk /automatyk; fizjoterapeuta; kierowca CE; kierowca B,C; kierowca samochodu ciężarowego; kucharz; kucharz kelner; magazynier kierowca; mechanik samochodów osobowych; pracownik fizyczny/ślusarz/montażysta; programista; spawacz; technik farmacji; technik mechanik; tokarz frezer; wulkanizator; pielęgniarka.
Artur Kolski
źródło: http://www.wojskowi.com.pl/