Co mam mu za ten tysiąc trumnę kupić?” Żony policjantów o L4 przed 11 listopada
Zaczęło się od 1500 policjantów w łódzkim. Później epidemia L4 opanowała cały kraj. Oficjalnie powodem jest niezakończony strajk mundurowych. Nieoficjalnie – strach przed zbliżającym się Marszem Niepodległości. Żony policjantów otwarcie mówią, czy cieszą się ze zwolnień swoich mężów, czy uważają je za tanią wymówkę.
Zwolnienie – ulga czy tchórzostwo?
– Mój też wziął L4. Nie jest chory, ale nie chciał iść na marsz. W zeszłym roku był i tak go poturbowali, że skończyło się na szwach pod okiem. W tym roku i on odpocznie i ja będę spokojna – mówi nam Edyta, żona jednego z warszawskich policjantów.
Jej słowa nie są bezpodstawne. Marsz Niepodległości od kilku lat cieszy się bardzo złą sławą. Bójki, race, wandalizm nie są tam zjawiskiem rzadkim. W 2017 roku podczas marszu rannych zostało 176 osób, z czego 22 to policjanci. Trzech z nich w ciężkim stanie trafiło do szpitala. Nie dla wszystkich jednak jest to powód do tego, żeby uciekać z posterunku.