Zbyt małe podwyżki w budżetówce mogą się skończyć odpływem kadr z sektora publicznego – alarmuje Narodowy Bank Polski w najnowszej analizie rynku pracy. Zamrożenie płac w sektorze publicznym jest jednym z czynników ograniczających presję płacową.
Analizy rynku pracy to ostatnio jedne z najbardziej wnikliwie czytanych dokumentów. Swoją przedstawił wczoraj Narodowy Bank Polski. To część najnowszego raportu o inflacji. Z opracowania NBP wynika, że pozycja negocjacyjna pracowników nadal się umacnia. Analitycy banku zwracają uwagę na rosnącą liczbę firm prognozujących wzrost płac. W IV kwartale 2017 r. ich odsetek wynosił 39,4 proc., a jeszcze trzy miesiące wcześniej nie przekraczał 20 proc. Już pod koniec ubiegłego roku znalazło to odzwierciedlenie w przyspieszeniu wzrostu wynagrodzeń. NBP prognozuje, że po tym, jak w 2017 r. zwiększyły się one średnio o 5,3 proc., w najbliższych trzech latach będą rosły w tempie zbliżonym do 7 proc.
Część analityków sądzi, że skala podwyżek będzie większa. Bank centralny tłumaczy, że swoje szacunki oparł na dwóch założeniach. Pierwsze: nadal hamująco na podwyżki będzie działać napływ imigrantów, zwłaszcza z Ukrainy. Drugie: Polacy się zawodowo aktywizują, i to niemal we wszystkich grupach wiekowych. Co istotne, również w grupie w wieku przedemerytalnym.
Zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt: wzrost płac w gospodarce nie rozkłada się równomiernie. Jego motorem jest sektor prywatny. W publicznym podwyżki nie są już takie duże. Według danych GUS w III kwartale 2017 r. (ostatnie dostępne dane) fundusz płac w przedsiębiorstwach był o blisko 11 proc. wyższy niż rok wcześniej. W sferze budżetowej wzrost wyniósł 4,7 proc. Podobne zależności widać we wzroście średniej płacy: w firmach zwiększyła się ona o blisko 6 proc., w sektorze publicznym o 1,8 proc. W efekcie średnie podwyżki w całej gospodarce narodowej wyniosły 4,9 proc.
Nad nierównomiernością podwyżek płac pochylali się nie tylko analitycy NBP, ale również członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Zdaniem osób odpowiedzialnych za poziom stóp procentowych presję płacową ograniczały nie tylko napływ na rynek pracy Ukraińców czy wzrost aktywności zawodowej, lecz także zamrożenie płac w sektorze publicznym.
Od 2010 r. budżetówka w ogóle nie dostawała podwyżek. W 2016 r. rząd zwiększył jej płace łącznie o 2 mld zł, w 2017 r. o 1,4 mld zł. Łącznie ze wzrostem wynagrodzeń wynikającym z innych wskaźników fundusz płac wzrósł odpowiednio o 6,9 proc. i 7 proc. W tym roku ma to być ok. 3,4 proc. A więc w tempie mniej więcej trzykrotnie mniejszym niż w sektorze prywatnym w III kwartale 2017 r.
Ma to swoje konsekwencje. Pierwsza: gdyby rząd nie trzymał się tak bardzo za kieszeń, to przy tak rozgrzanym rynku pracy presja płacowa mogłaby być większa. Wiemy to z porównania tempa wzrostu płac w Polsce i innych krajach regionu. Sporządzili je ekonomiści banku ING
Konsekwencja druga: Polsce grozi stopniowa erozja kadr w sferze budżetowej. Analiza Narodowego Banku Polskiego językiem statystyków mówi to, co postulujemy od dawna. Cytowane bowiem zagrożenie: „erozją kadr w sferze budżetowej” to także odpływ kadr z szeregów Policji, którego nawet w małym stopniu nie równoważą przyjęcia nowych kandydatów. I dopóki: „rząd będzie się mocno trzymał za kieszeń”, ta tendencja się nie zmieni a wręcz pogłębi, gdyż zbliża się okres, w którym rośnie liczba odejść na emerytury policyjne.
Reasumując: Narodowy Bank Polski radzi rządowi wytrząsnąć kieszenie, jeśli nie chce katastrofy w sferze budżetowej…
Omówienie analizy NBP przygotował (jp)